poniedziałek, 17 marca 2014

Powoli się poprawiam...

Nie pisałam przez 2 tygodnie, nie było to bezpodstawne. Nie opuściłam was, nie mogłabym - nie jestem jeszcze idealna. Szczerze to nie mam pojęcia kiedy wreszcie osiągnę cel. Chcę jednak żebyście wiedziały, że mimo mojej nieobecności sprawdzałam wasze blogi i cieszyłam się z waszych mniejszych i większych sukcesów. To mnie podbudowuje kiedy widzę, że nie każdy załamuje się po kilku dniach. Przez kilka dni zawalałam na całej linii, potem przez trzy dni jadłam 400-450kcal żeby w w czwartek ładnie zjeść, a wieczorem rzuciłam się na jedzenie. Piątek i weekend pozostawię bez komentarz. jadłam tyle ile kiedyś, czyli jakieś 4000kcal. Fajniee, tylko do czego doprowadziło mnie jedzenie codziennie po 4tys. kalorii ? do tego, że noszę spodnie 36. Kto normalny ma tak wielką dupę, że musi nosić ten rozmiar. Miałam też bardzo dużo chwil zwątpienia. Najpierw myślałam żeby zostawić to wszystko, bo mam dobry metabolizm i niezależnie od tego ile tysięcy kalorii dziennie pochłonę to moje waga zawsze stoi w miejscu, a BMI ma ogromną wartość 20,5 więc niby w normie. potem myślałam żeby rzucić bloga i po prostu jeść mniej, zdrowiej i więcej ćwiczyć. Tyle, że nie oszukujmy się, to nie jest prawda, że jedząc ponad 2000kcal dziennie, bez słodyczy i fast-foodów oraz ćwicząc schudnie się 15 kilogramów. Do tego tęskniłam za wami, mimo wszystko czuję, że między wami motylkami jest moje miejsce. takie bardzoooo duże miejsce dla mnie motylka-słonika. Moja waga wczoraj pokazała 62 kilogramy, nie jest źle. Dobra kogo ja oszukuję, jest  okropnie,a ja obrzydliwie grubą świnią w spodniach w rozmiarze 36. Dzisiaj było dobrze, mój najmniejszy bilans w życiu, więc mimo prawie braku ćwiczeń jestem zadowolona. Oczywiście po takim kilkudniowym obżarstwie, jak zrobiłam sobie taki niskokaloryczny dzień musiało się to średnio miło skończyć. Troszeczkę mnie przeczyściło, bez żadnych tabletek wspomagających. Jednak nie martwię się tym zbytnio.

Dzisiejszy bilans:
- activia musli 106kcal
-bulion ( blee, bulion z połowy kostki rosołowej i wody, po raz pierwszy w życiu jadłam coś takiego, bo jestem raczej wychowywana na skomplikowanych daniach typu perliczka w czerwonym winie z czymś tam, a tu takie coś, na szczęście dzięki młodszej siostrze w domu zamiast czegoś dziwnego był rosół więc udawałam że go zjadłam, bo z czymś innym nie miałabym opcji kłamania ) 15kcal
-marchewka 12kcal
-jeden wafel kukurydziany 19kcal
=152 kcal

+150 pajacyków
i 40min wf, ale wiadomo jak to jest z tymi ćwiczeniami na wf-ie niezbyt to one są aktywne i pożądne

                                                                              *,* taka doskonała

Trzymajcie się chudzinki xx

czwartek, 6 marca 2014

Napad ?

Jestem na siebie wściekła zjadłam dzisiaj tyle ile większość z was je przez 3-4 dni. W moim brzuchu jest tona jedzenia. Napad ? Nie wiem czy ktoś kto je po 700-800kcal może mieć napad, bo i tak obżera się jak świnia. Dobrze, że chociaż chodzę na jakieś ćwiczenia. Jestem pewna, że do kwietnia nie schudnę nawet 2 kilogramów, co ja marzę o dwóch, ja nie schudnę nawet pół kilograma. Ćwiczeniami za to jestem lekko wykończona, bo chodzę 2-3 razy w tygodniu do klubu fitness i wczoraj byłam na ,, Super spalaniu " ( przyda mi się ), polegało to na tym, że przez 1,5h intensywnie ćwiczyliśmy. Dzisiaj byłam na treningu obwodowym. Niby jedna godzina, ale moje mięśnie nie odpoczęły jeszcze po dniu wczorajszym, a to było mega intensywne i nogi, dokładniej łydki bolą mnie troszkę. Jutro nie wiem jak będzie z jedzeniem, bo mieszkam w Gdańsku, a tu odbywają się mistrzostwa świata w lekkoatletyce i jadę na to ze szkołą, a tam na miejscu będzie jakiś bar i wątpię czy będą sprzedawać tam coś niskokalorycznego, a wnoszenie jedzenia jest zakazane, a ja nie wytrzymam tylu godzin bez jedzenia -,-

Bilans na wczoraj :
800kcal ( nawet już dokładniej nie pamiętam co )
1,5h ,,Super spalanie"
3-ci dzień ,,30 dni do płaskiego brzucha"

Dzisiaj:
1200kcal- nawet nie chce mi się pisać, brzydzę się siebie
1h ,,Trening obwodowy"

Pochwalę się wam jeszcze inteligencją mojego ojca, który umawiał nas na sobotę na konie i wspaniałomyślnie ustalił z trenerem, że przyjedziemy wszyscy na 9. Dziewiąta rano w sobotę, jak ja na te konie dojeżdżam poza miasto, fajnie. To, że mój ojciec lubi w soboty wstawać o 7 to nie znaczy, że każdy człowiek to kocha.

Trzymajcie się chudzinki, lecę poczytać wasze blogi ;*

Łapcie wszystkim za pewne znaną thinspiracje, ale ja ją bardzo lubię, nawet nie wiem dlaczego.

*

wtorek, 4 marca 2014

Dzisiaj w szkole świętowałam swoje małe zwycięstwo. Mianowicie kupowałam koleżance w sklepiku kanapkę i sobie wzięłam przy okazji batona. Potem spojrzałam na kalorie i gdy zobaczyłam 280 to od razu oddałam go jej razem z kanapką, bo pomyślałam, że tyle kalorii to obiad. Wcale tego nie żałowałam szczególnie, że w domu zjadłam potem pół batona, a gdybym zjadła jeszcze tamtego to mój bilans do najładniejszych by nie należał mimo to z tego też nie jestem zadowolona, ale to przecież tylko moja wina. Zupełnie nie chce mi się ćwiczyć, jedyne co robię to 4h wf tygodniowo w szkole. Teraz obiecałam sobie i swojemu brzuszkowi, że to ,,30 dni do płaskiego brzucha" na razie przerobiłam dwa dni. Postaram się ćwiczyć więcej, bo wyglądam okropnie. Dzisiaj zaczął mi się okres, myślałam, że nie wytrzymam, nienawidzę tego. Nie mam tak, że boli mnie coś, czy jestem osłabiona, po prostu czuję się mniej komfortowo. Dowiedziałam się, że mój laptop się raczej nie podniesie, a dziwnie się czuje pracując na nie swoim, usuwanie historii i takie tam. Najbardziej boli mnie, że miałam tam tysiące różnych plików w tym thinspiracje, a tu nie mam nawet jak pościągać, bo od razu muszę je usuwać.

Dzisiejszy bilans:
-2 wasy z almette 90kcal
-4 hallsy 60 kcal
-małe jabłko 50kcal
-capuccino 70kcal
-pół liona 110kcal
-obiad ( kawałek indyka, trochę ziemniaków, surówka ) 220 kcal
= 600kcal

+ 1h siatkówka
2 dzień ,,30 dni do płaskiego brzucha "



Trzymajcie się chudzinki ;**

poniedziałek, 3 marca 2014

Wróciłam

Przepraszam, że nie było mnie ponad dwa tygodnie. Nawet nie wiem czy mam jakieś usprawiedliwienie, może chciała trochę ogarnąć w życiu, ale jeśli tak to w ogóle mi nie wyszło.Tęskniłam za wami, cały czas sprawdzałam wasze blogi, ale nie udzielałam się na swoim, bo nie miałam się czy chwalić. Dieta przez te dwa tygodnie to była totalna masakra. Dla wielu z was to nie do ogarnięcia, ale jadłam po 4000kcal, nie w czasie napadów tylko cały czas jako dzienne zapotrzebowanie kaloryczne takiego grubasa. Wiem jednak, że to był był błąd i powoli wracam do normalności. Zdaję sobie przecież sprawę z tego do czego mnie to doprowadziło. Przez ponad rok jadałam po 4tys. kalorii codziennie, a czasami może nawet więcej, mało ćwiczyłam i co się wtedy zdarzyło?  Kiedy się ogarnęłam moja waga wynosiła 63 kilogramy. 63. 63. 63. Jak u jakiejś słonicy. 63 kilogramy =  chodząca kupa tłuszczu. moje BMI to było 20,5. 20,5. 20,5. Nawet nie 19 tylko pełne. obrzydliwe, tłuste, grube, odpychające 20,5. A rozmiar moich spodni to 36. 36. 36. jak dla jakiejś baby w ciąży, która ma urodzić czworaczki. Nie wiem jak można się tak zapuścić.

Powoli jednak wracam, mój dzisiejszy bilans:
-jabłko 70kcal
-drożdżówka Borsseto 330kcal
-2 croissanty 440kcal
=840
Z jednej strony się ciesze, bo to mniej niż tysiąc i jestem najedzona, a z drugiej czuję, że 500 byłoby dużo lepsze.

Ogólnie to 4 kwietnia mam urodzinki i chciałabym schudnąć do nich 5 kilogramów i wyrobić sobie brzuszek. Ma na to dokładnie miesiąc, do 3 kwietnia. Potem z dalszych planów 1 czerwca jadę na wycieczkę szkolna do Berlina i będziemy na Tropical Island ( byłam tam i dupy moim zdaniem nie urywa ) i chciałabym ważyć wtedy 50 kilogramów, albo mniej by nie wstydzić się chodzić w bikini.

W ogóle to nie wiem czy posty będą teraz codziennie, bo ja mam strasznego pecha i siadł mi laptop i smartfon w tym samym tygodniu. Na razie używam ogólnego lapka, ale ja wolę swój, nie wiem kiedy go dostanę, bo się przegrzał, a ja mam tam tysiące plików, beż żadnej kopii zapasowej gdzie indziej, co do telefonu to nie wiem i szczerze to się boje.

Pochwale się wam, że w sobotę dzięki mojej przyjaciółce poznałam fajnego chłopka, tak naprawdę to było ich 3, ale tan jeden mi się podoba. Na początku myślałam, że będzie dziwnie, bo oni wszyscy delikatnie mówiąc biedni nie są, ale w ogóle się z tym nie obnosili czy coś, wręcz przeciwnie świetni ludzie. Ten jeden dopiero dwa lata temu przyjechał do Polski, a wcześniej mieszkał w RPA. więc jego angielski jest idealny (bardzo jara mnie znajomość angielskiego u chłopaków, sama nie wiem dlaczego ) i jak rozmawiał ze swoją mamą przez telefon ( mama z Polski, ale on woli rozmawiać po angielsku mimo, że polski też zna perfekcyjnie )to miał taki słodki akcent, że po prostu wymiękłam, oprócz tego jest zabawny i bardzo przyjazny. Czułam się jakbym go znała od lat, zresztą tamtych chłopaków też. Jest słodki, i świetnie się ubiera. Tylko dwa razy napomknął coś o swojej forsie, raz jak szukała czegoś na swoim telefonie ( oczywiście najnowszy Iphone ) to znalazł zdjęcie takiego zegarka pokazał nam je i powiedział, że tata mu go kupi ( zegarek za jakieś 4tys. złoty i takie tam ), a drugi jak gadamy o wakacjach i on mówi, że jego ojciec chce kupić dom na Hawajach. Nie robił tego dla szpanu po prostu w rozmowie wyszło. Nie chcę żebyście pomyślały teraz, że ja jestem taka pusta i patrzę u ludzi tylko na forse, ale kiedy kogoś polubię to szukam u niego samych pozytywnych cech. Gorzej ma ktoś kogo nie polubię, albo raczej gdy go znienawidzę, znajduje wtedy u niego milion wad.

Macie tu fotkę tego chłopaka, dla wielu z was pewnie trochę padałkowaty, ale jest przemiły i w realu wygląda troszeczkę inaczej.




Co do ćwiczeń to zaczynam coś takiego i dzisiaj robię pierwszy dzień:


Dobra lecę umyć włosy, zrobić angielski i powpadam na wasze blogi kochane i tym razem pododaje komentarze.
Trzymajcie się chudzinki ;*