poniedziałek, 17 marca 2014

Powoli się poprawiam...

Nie pisałam przez 2 tygodnie, nie było to bezpodstawne. Nie opuściłam was, nie mogłabym - nie jestem jeszcze idealna. Szczerze to nie mam pojęcia kiedy wreszcie osiągnę cel. Chcę jednak żebyście wiedziały, że mimo mojej nieobecności sprawdzałam wasze blogi i cieszyłam się z waszych mniejszych i większych sukcesów. To mnie podbudowuje kiedy widzę, że nie każdy załamuje się po kilku dniach. Przez kilka dni zawalałam na całej linii, potem przez trzy dni jadłam 400-450kcal żeby w w czwartek ładnie zjeść, a wieczorem rzuciłam się na jedzenie. Piątek i weekend pozostawię bez komentarz. jadłam tyle ile kiedyś, czyli jakieś 4000kcal. Fajniee, tylko do czego doprowadziło mnie jedzenie codziennie po 4tys. kalorii ? do tego, że noszę spodnie 36. Kto normalny ma tak wielką dupę, że musi nosić ten rozmiar. Miałam też bardzo dużo chwil zwątpienia. Najpierw myślałam żeby zostawić to wszystko, bo mam dobry metabolizm i niezależnie od tego ile tysięcy kalorii dziennie pochłonę to moje waga zawsze stoi w miejscu, a BMI ma ogromną wartość 20,5 więc niby w normie. potem myślałam żeby rzucić bloga i po prostu jeść mniej, zdrowiej i więcej ćwiczyć. Tyle, że nie oszukujmy się, to nie jest prawda, że jedząc ponad 2000kcal dziennie, bez słodyczy i fast-foodów oraz ćwicząc schudnie się 15 kilogramów. Do tego tęskniłam za wami, mimo wszystko czuję, że między wami motylkami jest moje miejsce. takie bardzoooo duże miejsce dla mnie motylka-słonika. Moja waga wczoraj pokazała 62 kilogramy, nie jest źle. Dobra kogo ja oszukuję, jest  okropnie,a ja obrzydliwie grubą świnią w spodniach w rozmiarze 36. Dzisiaj było dobrze, mój najmniejszy bilans w życiu, więc mimo prawie braku ćwiczeń jestem zadowolona. Oczywiście po takim kilkudniowym obżarstwie, jak zrobiłam sobie taki niskokaloryczny dzień musiało się to średnio miło skończyć. Troszeczkę mnie przeczyściło, bez żadnych tabletek wspomagających. Jednak nie martwię się tym zbytnio.

Dzisiejszy bilans:
- activia musli 106kcal
-bulion ( blee, bulion z połowy kostki rosołowej i wody, po raz pierwszy w życiu jadłam coś takiego, bo jestem raczej wychowywana na skomplikowanych daniach typu perliczka w czerwonym winie z czymś tam, a tu takie coś, na szczęście dzięki młodszej siostrze w domu zamiast czegoś dziwnego był rosół więc udawałam że go zjadłam, bo z czymś innym nie miałabym opcji kłamania ) 15kcal
-marchewka 12kcal
-jeden wafel kukurydziany 19kcal
=152 kcal

+150 pajacyków
i 40min wf, ale wiadomo jak to jest z tymi ćwiczeniami na wf-ie niezbyt to one są aktywne i pożądne

                                                                              *,* taka doskonała

Trzymajcie się chudzinki xx

czwartek, 6 marca 2014

Napad ?

Jestem na siebie wściekła zjadłam dzisiaj tyle ile większość z was je przez 3-4 dni. W moim brzuchu jest tona jedzenia. Napad ? Nie wiem czy ktoś kto je po 700-800kcal może mieć napad, bo i tak obżera się jak świnia. Dobrze, że chociaż chodzę na jakieś ćwiczenia. Jestem pewna, że do kwietnia nie schudnę nawet 2 kilogramów, co ja marzę o dwóch, ja nie schudnę nawet pół kilograma. Ćwiczeniami za to jestem lekko wykończona, bo chodzę 2-3 razy w tygodniu do klubu fitness i wczoraj byłam na ,, Super spalaniu " ( przyda mi się ), polegało to na tym, że przez 1,5h intensywnie ćwiczyliśmy. Dzisiaj byłam na treningu obwodowym. Niby jedna godzina, ale moje mięśnie nie odpoczęły jeszcze po dniu wczorajszym, a to było mega intensywne i nogi, dokładniej łydki bolą mnie troszkę. Jutro nie wiem jak będzie z jedzeniem, bo mieszkam w Gdańsku, a tu odbywają się mistrzostwa świata w lekkoatletyce i jadę na to ze szkołą, a tam na miejscu będzie jakiś bar i wątpię czy będą sprzedawać tam coś niskokalorycznego, a wnoszenie jedzenia jest zakazane, a ja nie wytrzymam tylu godzin bez jedzenia -,-

Bilans na wczoraj :
800kcal ( nawet już dokładniej nie pamiętam co )
1,5h ,,Super spalanie"
3-ci dzień ,,30 dni do płaskiego brzucha"

Dzisiaj:
1200kcal- nawet nie chce mi się pisać, brzydzę się siebie
1h ,,Trening obwodowy"

Pochwalę się wam jeszcze inteligencją mojego ojca, który umawiał nas na sobotę na konie i wspaniałomyślnie ustalił z trenerem, że przyjedziemy wszyscy na 9. Dziewiąta rano w sobotę, jak ja na te konie dojeżdżam poza miasto, fajnie. To, że mój ojciec lubi w soboty wstawać o 7 to nie znaczy, że każdy człowiek to kocha.

Trzymajcie się chudzinki, lecę poczytać wasze blogi ;*

Łapcie wszystkim za pewne znaną thinspiracje, ale ja ją bardzo lubię, nawet nie wiem dlaczego.

*

wtorek, 4 marca 2014

Dzisiaj w szkole świętowałam swoje małe zwycięstwo. Mianowicie kupowałam koleżance w sklepiku kanapkę i sobie wzięłam przy okazji batona. Potem spojrzałam na kalorie i gdy zobaczyłam 280 to od razu oddałam go jej razem z kanapką, bo pomyślałam, że tyle kalorii to obiad. Wcale tego nie żałowałam szczególnie, że w domu zjadłam potem pół batona, a gdybym zjadła jeszcze tamtego to mój bilans do najładniejszych by nie należał mimo to z tego też nie jestem zadowolona, ale to przecież tylko moja wina. Zupełnie nie chce mi się ćwiczyć, jedyne co robię to 4h wf tygodniowo w szkole. Teraz obiecałam sobie i swojemu brzuszkowi, że to ,,30 dni do płaskiego brzucha" na razie przerobiłam dwa dni. Postaram się ćwiczyć więcej, bo wyglądam okropnie. Dzisiaj zaczął mi się okres, myślałam, że nie wytrzymam, nienawidzę tego. Nie mam tak, że boli mnie coś, czy jestem osłabiona, po prostu czuję się mniej komfortowo. Dowiedziałam się, że mój laptop się raczej nie podniesie, a dziwnie się czuje pracując na nie swoim, usuwanie historii i takie tam. Najbardziej boli mnie, że miałam tam tysiące różnych plików w tym thinspiracje, a tu nie mam nawet jak pościągać, bo od razu muszę je usuwać.

Dzisiejszy bilans:
-2 wasy z almette 90kcal
-4 hallsy 60 kcal
-małe jabłko 50kcal
-capuccino 70kcal
-pół liona 110kcal
-obiad ( kawałek indyka, trochę ziemniaków, surówka ) 220 kcal
= 600kcal

+ 1h siatkówka
2 dzień ,,30 dni do płaskiego brzucha "



Trzymajcie się chudzinki ;**

poniedziałek, 3 marca 2014

Wróciłam

Przepraszam, że nie było mnie ponad dwa tygodnie. Nawet nie wiem czy mam jakieś usprawiedliwienie, może chciała trochę ogarnąć w życiu, ale jeśli tak to w ogóle mi nie wyszło.Tęskniłam za wami, cały czas sprawdzałam wasze blogi, ale nie udzielałam się na swoim, bo nie miałam się czy chwalić. Dieta przez te dwa tygodnie to była totalna masakra. Dla wielu z was to nie do ogarnięcia, ale jadłam po 4000kcal, nie w czasie napadów tylko cały czas jako dzienne zapotrzebowanie kaloryczne takiego grubasa. Wiem jednak, że to był był błąd i powoli wracam do normalności. Zdaję sobie przecież sprawę z tego do czego mnie to doprowadziło. Przez ponad rok jadałam po 4tys. kalorii codziennie, a czasami może nawet więcej, mało ćwiczyłam i co się wtedy zdarzyło?  Kiedy się ogarnęłam moja waga wynosiła 63 kilogramy. 63. 63. 63. Jak u jakiejś słonicy. 63 kilogramy =  chodząca kupa tłuszczu. moje BMI to było 20,5. 20,5. 20,5. Nawet nie 19 tylko pełne. obrzydliwe, tłuste, grube, odpychające 20,5. A rozmiar moich spodni to 36. 36. 36. jak dla jakiejś baby w ciąży, która ma urodzić czworaczki. Nie wiem jak można się tak zapuścić.

Powoli jednak wracam, mój dzisiejszy bilans:
-jabłko 70kcal
-drożdżówka Borsseto 330kcal
-2 croissanty 440kcal
=840
Z jednej strony się ciesze, bo to mniej niż tysiąc i jestem najedzona, a z drugiej czuję, że 500 byłoby dużo lepsze.

Ogólnie to 4 kwietnia mam urodzinki i chciałabym schudnąć do nich 5 kilogramów i wyrobić sobie brzuszek. Ma na to dokładnie miesiąc, do 3 kwietnia. Potem z dalszych planów 1 czerwca jadę na wycieczkę szkolna do Berlina i będziemy na Tropical Island ( byłam tam i dupy moim zdaniem nie urywa ) i chciałabym ważyć wtedy 50 kilogramów, albo mniej by nie wstydzić się chodzić w bikini.

W ogóle to nie wiem czy posty będą teraz codziennie, bo ja mam strasznego pecha i siadł mi laptop i smartfon w tym samym tygodniu. Na razie używam ogólnego lapka, ale ja wolę swój, nie wiem kiedy go dostanę, bo się przegrzał, a ja mam tam tysiące plików, beż żadnej kopii zapasowej gdzie indziej, co do telefonu to nie wiem i szczerze to się boje.

Pochwale się wam, że w sobotę dzięki mojej przyjaciółce poznałam fajnego chłopka, tak naprawdę to było ich 3, ale tan jeden mi się podoba. Na początku myślałam, że będzie dziwnie, bo oni wszyscy delikatnie mówiąc biedni nie są, ale w ogóle się z tym nie obnosili czy coś, wręcz przeciwnie świetni ludzie. Ten jeden dopiero dwa lata temu przyjechał do Polski, a wcześniej mieszkał w RPA. więc jego angielski jest idealny (bardzo jara mnie znajomość angielskiego u chłopaków, sama nie wiem dlaczego ) i jak rozmawiał ze swoją mamą przez telefon ( mama z Polski, ale on woli rozmawiać po angielsku mimo, że polski też zna perfekcyjnie )to miał taki słodki akcent, że po prostu wymiękłam, oprócz tego jest zabawny i bardzo przyjazny. Czułam się jakbym go znała od lat, zresztą tamtych chłopaków też. Jest słodki, i świetnie się ubiera. Tylko dwa razy napomknął coś o swojej forsie, raz jak szukała czegoś na swoim telefonie ( oczywiście najnowszy Iphone ) to znalazł zdjęcie takiego zegarka pokazał nam je i powiedział, że tata mu go kupi ( zegarek za jakieś 4tys. złoty i takie tam ), a drugi jak gadamy o wakacjach i on mówi, że jego ojciec chce kupić dom na Hawajach. Nie robił tego dla szpanu po prostu w rozmowie wyszło. Nie chcę żebyście pomyślały teraz, że ja jestem taka pusta i patrzę u ludzi tylko na forse, ale kiedy kogoś polubię to szukam u niego samych pozytywnych cech. Gorzej ma ktoś kogo nie polubię, albo raczej gdy go znienawidzę, znajduje wtedy u niego milion wad.

Macie tu fotkę tego chłopaka, dla wielu z was pewnie trochę padałkowaty, ale jest przemiły i w realu wygląda troszeczkę inaczej.




Co do ćwiczeń to zaczynam coś takiego i dzisiaj robię pierwszy dzień:


Dobra lecę umyć włosy, zrobić angielski i powpadam na wasze blogi kochane i tym razem pododaje komentarze.
Trzymajcie się chudzinki ;*


sobota, 15 lutego 2014

# Są ludzie, którzy ranią dużo bardziej niż inni...

Wczorajszy dzień jest cały zawalony, nie miałam pojęcia, że to się zdarzy kiedy pisałam poprzedniego posta. Po prostu w piątek rano mama weszła do mnie do pokoju by dać mi rafaello, a potem przyszedł tata i oświadczył, że zarezerwował stolik w restauracji . Już wtedy wiedziałam wiedziałam, że przekroczę limit, wiec zjadłam normalne śniadanie, potem w szkole drożdżówkę, w domu chipsy i ciastka i szczerze to nawet nie pamiętam wszystkiego co jadłam, tyle tego było, ale nie żałuje jakoś bardzo, bo waga nadal spada. Nie ma pojęcia jaka dokładnie jest teraz, bo u mnie w domu nikt nie potrzebuje wagi i mamy taką starą, nie elektroniczną. Mam szczęście, że moja babcia jest mega nowoczesną kobietą, wiecie laptopy, internet, facebook, najnowsze modele telewizorów, jeden z nowszych modeli auta i takie tam, wiec mam też nowoczesna wagę i będę korzystać z tego, że mieszka bardzo blisko mnie i ważyć się u niej. Jutro do niej pójdę i to zrobię. Tak w ogóle to ta babcia bardzo mnie tuczy. Cały czas daje mi pieniądze ( za które kupuje słodycze ), jak przychodzę do niej na noc ( taa nocuje u babci, bo ma mega fajne i bardzo duże mieszkanie, w którym  mieszka sama, bo dziadek umarł 3 lata temu i kiedy mam dojść mojej rodziny to idę do niej ) to mówi żebym poszła do sklepu i kupiła sobie to co będę chciała jeść i nigdy nic nie mówi jak przychodzę z toną słodyczy ze sklepu. No i zawsze ma w domu mega dużo drogich czekoladek, bo pracuje w jakieś szpanerskiej, prywatnej klinice/małej przychodni i pacjenci zawsze oprócz pieniędzy daję jej słodycze, których ona nie je, za to ja to robię ( żałosna ja ), a najciekawsze w tym jest to, że ona jest dentystą i dopiero kiedy już zjem to mówi, że powinnam nie jeść tyle słodyczy, bo ona będzie mi musiała potem leczyć zęby, a przecież teraz mam takie śliczne.
Dzisiaj jadłam normalnie, nie liczyłam dokładnie kalorii, ale jestem pewna, że zmieściłam się w limit z HSGD. Jeździłam też na koniach i po raz pierwszy naprawdę mi się to nie podobało. Jeździłam dziś na Anuschce ona jest uwielbiana przez wszystkich, że taka fajna i idealna, ale ja nie mogłam sobie z nie poradzić, cały czas zwalniała, przechodziła do stepa, a nawet stawała, a ja nie mogłam jej ruszyć, to było straszne szczególnie, że ja jeżdżę całkiem dobrze. Oprócz tego na hali było 9 koni, hale jest duża, ale bez przesady, przy tym na jednym koniu siedział spasły, podstarzały facet, który miał lonżowanie, bo dopiero się uczył, czyli zajmował spory kawałek miejsce i do tego ciągle ten sam. Następną jazdę mam mam w piątek i już wiem, że na tego konia co dzisiaj na pewno nie wsiądę. No i mam nadzieję, że wieczorem będzie mało ludzi, bo nie wszystkim się będzie chciało dojechać do stadniny, bo ja mam konie jakieś 40 minut drogi z domu przy dobrych warunkach na drodze. Z drugiej strony gdzie miałabym mieć fajną, dużą stajnię i spokojne lasy, łąki i pola do jazdy w teren w Gdańsku.
Dzisiaj definitywnie wykreśliłam jedną osobę z mojego życia. ,,Najlepszą przyjaciółkę". Czuje się źle, ale wiem, że podjęłam właściwą decyzję. One nie była właściwą osobą dla mnie, tak na prawdę to chyba dla nikogo. Przyjaźniłyśmy się 7 lat. Od 4 lat ona obgadywała wszystkich, mnie też, naprawdę w szkole nie było osoby, o której nie gadała. Miała problem z moimi znajomymi, cały czas się mnie o nich czepiała, gadała, obrażała ich, a przecież to tez byli moi przyjaciele. Ja nigdy nie powiedziałam słowa o jej znajomych, którzy naprawdę byli nie fajni, a ona z moimi miała problem, bo to była tak zwana szkolna elita, wiecie mega znane, ogółem lubiane, wszyscy liczę się z ich zdaniem i w ogóle, ja do takiej należałam, a moja przyjaciółka nie. Ona była przez nich nie lubiana, bardzo mocno, zresztą nie bez powodu, ogólnie nie była jakaś uwielbiana w  tamtej szkole i naprawdę to nie dla tego, że raz się źle ubrała czy coś, nawet nie będę pisać wszystkich powodów, ale one były i nie mówię tak dlatego, że teraz już się z nią nie przyjaźnie, ja to zauważałam już dawno temu, ale tego nie dało się zmienić. Tamte osoby często namawiały mnie bym przestała zadawać się z J, ale nas wiele łączyło ( a może nie tak wiele ), świetnie się razem czułyśmy, dogadywałyśmy i cały czas śmiałyśmy z rzeczy, których nikt inny by nie zrozumiał nawet jeśli bardzo by chciał, cały czas się spotykałyśmy, jeździłyśmy do siebie na działki, przychodziłyśmy na noc, a mimo to ja już kilkanaście razy wcześniej chciałam zakończyć nasza przyjaźń. Na przykład w wakacje na koloni, gdy zaczęła gadać coś o mnie dziewczyną, których nienawidziła, to było kolonia z takich zajęć, na które J chodziła i na prawdę niejednokrotnie opowiadała mi jak ma dość tych dziewczyn. Jednak ja nic z tym nie robiłam, za bardzo mi na niej zależało i nie chciałam jej stracić mimo, że codziennie płakałam z jej powodu. Oprócz tego ona uważa mnie za rozpieszczone, snobistyczne dziecko, któremu rodzice wszystko kupują. Dlatego, że moja mama jest prawnikiem, a tata inżynierem. Matka wysoka posada w jakimś państwowym czymś, a ojciec wysokie stanowisko w wielkiej międzynarodowej korporacji. Dlatego sporo zarabiają, dużo więcej niż jej rodzice. Na przykład jeśli poproszę tatę o jakąś kurtkę, to on mówi żebym pojechała do galerii wybrała sobie, a on przyjedzie i zapłaci i nie ma problemu z wydaniem na nią kilku stówek mimo, że ja mam z 6 zimowych kurtek ( wszystkie firmowe i z zeszłego lub tego roku ) i ta siódma po prostu jest fajna ( w tym wypadku to była śliczna parka ).  Wiecie ogólnie chodzę w drogich ubraniach i butach, jednak to nie jest tak, że rodzice kupują mi wszystko, Iphona powiedzieli, że mi nie kupią, bo nie potrzebuje telefonu na 3 tysiące, albo na niektóre rzeczy muszę zasłużyć ocenami czy coś. Jednak cieszy mnie, że jeśli chce to mogę kupić sobie gazetę sprowadzaną ze stanów, za którą zapłacę 80 zł jeśli mnie interesuje. Cieszy mnie też to,że nie dostaję od reszty, chyba, że obrzydliwą figurą, bo nie wiem czemu, ale wyszło tak, że mimo, że nie chodzę do prywatnej szkoły ( ledwo przebłagałam rodziców, bo na początku miałam po prostu wybór między dwoma elitarnymi szkołami ) to większość ludzi ma tu raczej firmowe cichy. Co do Iphona, to nie wiem czemu, ale bardzo chciałaby, go mieć wiem, że jeśli będę miała dobre oceny na koniec roku to tata da mi w nagrodę jakieś 1,5 tysiąca, a resztę jakoś wykombinuję, coś od babci i moje oszczędności. Nigdy jednak nie robiłam afery z tego, że mam więcej forsy od J szczególnie, że jej rodzice zarabiają nawet dobrze, ale ona ma swoje problemy ze mną i to nie moja wina. Ostatecznie zdecydowałam się na zakończenie przyjaźni, bo u nas w klasie jest taka dziewczyna, mniej lubiana ode mnie, z którą się zaprzyjaźniła i spędzała czas, ale codziennie obgadywała ze mną i tą bardziej lubiana częścią klasy. Cały czas kłamała, że się z nią nie spotyka, że jej nie lubi i nie wiem co jeszcze, ale dzisiaj przesadziła. Wczoraj miałyśmy szczerą rozmowę ( i to wtedy kiedy miałyśmy rozbić projekt, którego nawet nie zaczęłyśmy, a jest na poniedziałek, chyba zrobię go sama ) i myślałam, że dużo rzeczy sobie wyjaśniłyśmy i, że jest OK, ale tacy ludzie się nie zmieniają. Teraz spamuje na fecebooku tekstami z tą i jeszcze jedną dziewczyną i obgadują mnie, to logiczne, ale żeby być na tyle chamskim i walnąć postem ,,no bo wiesz przecenki, zakupki, ubrania, szpan  i kochana wogle gslhadlfhefhczxjbncl, alonators KC Cie Misiu" i oznaczona ta dziewczyna, dla wyjaśnienia ja mam na imię Ala/Alicja, jak tam wolicie. To przesądziło sprawę, która tak naprawdę była przesądzona od dawna, jak długo jej mogę wszystko wybaczać.
Wiecie co, to ona ma kurwa problem, że może znajdować znajomych tylko kosztem innych znajomych, bo inaczej nie umie. To żałosne, to ona powinna się martwić, mnie lubi więcej i do tego bardziej wpływowych ludzi niż ją, ja mam innych, prawdziwych przyjaciół, a ona niech się tak zadaje i obrabia każdemu dupę ze swoją dwuosobowa paczką, bo nikt do nich nie dołączy, a nie w naszej klasie są jeszcze dwie takie idiotki, ale ona raczej mnie jeszcze lubią, bo nie wiem czego potem J im nagada, ale mam to w dupie. Ja mam was, mam przyjaciół w tej szkole, mam przyjaciół innej szkole, a ona ma tą swoją debilną grupkę, ale mnie to już nie obchodzi. Wiem jedno muszę być od niej lepsza we wszystkim, miała milion szans by być moją najlepszą przyjaciółką milion pierwszej szansy nie będzie, teraz ma wroga. Będę mieć od niej lepsze oceny, już mam, więc będę mieć miażdżąco lepsze oceny, będę ładniejsza, będę mieć lepszą figurę, będę nosiła lepsze ciuchy, będę po prostu lepsza. Czy to wredne ? Uwierzcie, że za  to co ona mi zrobiła ( nie będę pisać, bo skończyłabym za kilka dni ) to jest tylko i wyłącznie nagroda, zemsta musiała by trwać przez lata.
tak w ogóle to przytyłam też przez J, o zaczęłam codziennie pożerać chipsy, ciastka, czekoladę, żelki, cukierki, pizze i inne rzeczy ze stresu.
Dziękuje, że przeczytałyście tak bardzo długi post i przepraszam, że jest on tak nudny i chaotyczny, ale musiałam się komuś wyżalić, a tamtym przyjaciołom szczerze nie chcę wszystkiego opowiadać.













czwartek, 13 lutego 2014

Schudłam !!!

Nie było mnie trzy dni, bo przez dwa nie miałem czasu, a trzeciego pokłóciłam się z ojcem i on pokazał swoją przewagę nade mną odłączając ruter -,- Miło z jego strony. te trzy dni przeżyłam nawet ćwiczyłam. Tylko dzisiaj nie będę, bo nie mam siły i czasu. Jedyne co mnie cieszy to waga 59 kilogramów. Co do diety to wiem, że jutro będą słodycze, bo robię projekt z koleżanką, ale się nie przejmuje, bo zmieszczę się w limicie.  Gorzej, że dzisiaj i wczoraj ledwo się zmieściłam, ale tak wyszło, muszę to zaakceptować. Bilansów nie będę pisać, bo nie mam się czym chwalić. Szczerze to nie mam pojęcia co napisać, trzy dni przerwy i już brak weny, jutro będzie długi post, bo cały dzień będę myśleć co napisać. Wiec chyba pozostaje mi tylko życzyć wam powodzenia i lecę poodwiedzać wasze blogi kochane, bo dawno mnie tam nie było i tęsknie.


poniedziałek, 10 lutego 2014

HSGD

Dzisiaj zaczęłam HSGD i jestem zadowolona, że w końcu to zrobiłam. Myślałam nad SGD jednak dotarło do mnie, że pewnie często będę przekraczać bilanse i zaczęłam od czegoś prostszego. Jednak mimo wszystko będę starała się jeść jak najmniej kalorycznie. Naprawdę zrobię coś sobie chyba jak nie schudnę na tej diecie 5 kilogramów. Mam dość swojej wagi. Dzisiaj w szkole mieliśmy obliczać swoje BMI, oczywiście tego nie zrobiłam, bo po co przecież wiem jaka jestem otyła i mimo, że mieliśmy zapisać to tylko w zeszycie i tak się wstydziłam i bałem to zrobić. Potem ta wredna baba, która to wymyśliła zbierała zeszyty. Powiedziałam, że nie mam ,więc ona chciała ode mnie kartkę, na której notowałam, po niezbyt miłej dyskusji zgodziła się żebym przyniosła to na następne zajęcia. Popłakałam się po wyjściu z sali, to takie poniżające, ale już nie mogłam wytrzymać tego jaka jestem gruba. Oczywiście wszyscy chcieli wiedzieć co się stało, nie dowiedział się nikt, a co do tych obliczeń napiszę i obliczę BMI przy 50 kilogramach 9 oddałabym wszystko żeby tyle ważyć ).

Bilans:
-4 małe placki ziemniaczane 332 kcal
- duże jabłko 94 kcal
= 426 kcal / 900

Ćwiczenia:
-40 minut w-f
- 1 raz coś takiego :

Myślicie, że to naprawdę spala 100 kcal ? Zastanawiam się nad tym, ale nawet jeśli tak nie jest to zawsze sa to jakieś ćwiczenia.


sobota, 8 lutego 2014

Jestem na to za słaba...

Nie wydaje mi się żebym była odpowiednią osobą do odchudzania, nic mi nie wychodzi, jestem strasznie otyła i nic z tym nie robię. Zeszłam do 60 i teraz znów jest 62. Przez 3 dni jadałam normalnie, dobra nie mogę was okłamywać jadłam dużo więcej niż przeciętny człowiek, Pochłaniałam górę słodyczy, pizzy i sama nie mogę sobie przypomnieć czego jeszcze. Wiem, że jutro będzie tak samo i nic na to nie poradzę, jestem na to za słaba. na obiad będę mieć pieczona kaczkę i ogromny tort, nie odmówię sobie, bo po co lepiej przytyć no 65 kilogramów, będę wyglądać przecież mega seksownie jak tłuszcz będzie wylewał mi się ze wszystkich stron z  za późno tłuszcz już mi się wylewa ze wszystkich stron. Nie umiem opanować się bez ściśle określonych kalorii, więc w poniedziałek zacznę HSGD. Załamie się jak po zakończeniu jej nie będę lżejsza o 5 kilogramów. postaram się jeść jak najmniej i ani razu nie dość do granicy przekroczenia limitu. Żeby było ładniej oprócz tego, że tyle żarłam zapomniałam napisać, że w ogóle się nie ruszałam. No dobra dzisiaj godzinę jeździłam na koniu. Uwielbiam to. Dzisiaj mojemu trenerowi odwaliło i oprócz normalnych rzeczy robiliśmy kadryl ( taki jakby polonez na koniach, szczerze nie wiem jak to opisać ). Dobra obiecuję, że w poniedziałek zacznę dietę i ćwiczenia, a zmotywują mnie do tego wasze blogi, których nie odwiedzałam aż od 3 dni ;(


środa, 5 lutego 2014

Za dużo jedzenia...

Dzisiejszy dzień do godziny 20 zaliczałam do udanych. Wróciłam ze szkoły, zjadłam coś i pojechałam na zakupy gdzie kupiłam śliczne spodnie, w których niestety wyglądam okropnie grubo. Jednak kiedy przyjechałam do domu oczywiście coś usiało pójść nie tak ja zaplanowałam. Mój ukochany tatuś z powodu imienin mojej mamy kupił tort i oczywiście musiałam tez go zjeść. Nie byłoby tak źle gdyby nie to, że kocham wszystkie torty z ,,Sowy", są przepyszne. Tata kupił pomarańczowy i zjadłam dwa nieduże kawałki, rozumiecie DWA mimo, że z moją figura nie powinnam zjeść ani jednego. Nie bolałoby mnie o tak mocno gdyby nie to, że w ciągu dnia trzy razy odmówiłam słodyczy i zrezygnowałam w domu z bajaderki, którą tata mi kupił. Od jutra koniec słodyczy, wreszcie dodałam na bloga mini kalendarzyk, w którym będę zaznaczać ile dni wytrzymałam bez jedzenia ich. Na razie jest tam tylko 10 dni, ponieważ myślę, że więcej na pewno nie wytrzymam. Jeśli jednak zdarzyłby się cud i wytrzymałabym dłużej to dni będą stopniowo dopisywane. Będzie to dla mnie duża motywacja, ponieważ nie będę chciała pokazywać wam jak zawalam, ale na pewno nie będę was okłamywać.
Bardzo dziękuje wam za komentarze pod ostatnim postem, jesteście kochane ;* jednak nadal myślę, że dopóki nie schudnę jeszcze 2-4 kilogramów to na pewno nie będę mogła się nazywać motylkiem.
Alice co do twojego pytanie nie, to niestety nie jest mój brzuszek, ale wiele bym dała żeby taki mieć. Kiedy już będę wyglądać na tyle znośnie żeby zrobić sobie zdjęcie i jeszcze pokazać je wam chudzinki to na pewno napisze o tym w poście.

Bilans:
-musli z jogurtem naturalnym
-jabłko
-1/2 bagietki czosnkowej
-1/2 plasterka szynki włoskiej
-2 kawałki tortu pomarańczowego ( na szczęście, jak już pisałam nieduże )

ćwiczenia- 40 minut w-f, ale były to bardzo mało intensywne minuty ćwiczeń

Wiem, że w ogóle nie ćwiczę, ale nie mam na to czasu. Obiecuję, że w piątek opracuje jakiś plan ćwiczeń, wstawię go tutaj i zacznę realizować próbując spalić tony tłuszczu z mojego ciała.

Waga od pokazała dzisiaj 60 kg, dokładniej to pokazuje tyle od 3 czy 4 dni, ale nie mogłam w to uwierzyć, myślałam, ze się popsuła albo, ze ja mam jakieś duże lecz krótkotrwałe wachania wagi. Więc oświadczam, że ważę 60 kilogramów przy wzroście 174 centymetry i ma nadzieję, że to prawda i naprawdę tak jest.

                                     

                                                                                                                Trzymajcie się chudo ;*

wtorek, 4 lutego 2014

No to zaczęłam...

Na początku chciałabym wam podziękować za wasze komentarze. Jesteście kochane. Dzięki wam zaczynam wierzyć, że mogę osiągnąć swój cel.

Od dziś wprowadzam w życie swój plan i mam nadzieję, że mi się uda. Na razie idzie mi średnio, ale początki zawsze są najtrudniejsze. Uda mi się. Musi. Musze schudnąć. W wakacje chce pokazać się w bikini i nie wstydzić się swojego ciała. Nie bać się, że gdy się schylę to na moim brzuchu pojawią się obrzydliwe fałdy tłuszczu. Nie martwić się tym, że jak usiądę obok kogoś ( z moim szczęściem na pewno będzie to jakiś fajny chłopak ) w króciuteńkich szortach to moje uda będą wyglądały tak obrzydliwie, że ta osoba spojrzy na mnie z obrzydzeniem i odejdzie. Nie bać się ubierać obcisłych spodni z obawą, że moje ciało będzie się z nich ,,wylewać". Oprócz tego bardzo podobają mi się dziewczyny ubrane w naprawdę mega krótkie spodenki i króciutkie bluzki nad pępek, ja też chcę móc się tak ubrać i nie ściągać na siebie spojrzeń pełnych kpin. Nie chcę żeby ludzie oglądając mnie w wakacje myśleli ,, co to za wieloryba morze wyrzuciło na brzeg ", chcę żeby widzieli we mnie piękną, chudziutką syrenkę. Skoro już wyznałam przed wami i przed sobą czego tak naprawdę pragnę czas się ogarnąć i zacząć dążyć do tego.

Bilans na dziś:
-musli z jogurtem naturalnym
-jabłko
-3 kanapki
-3 łyżeczki masła orzechowego ( zjadłam je po prostu ze słoika, zdecydowanie zbyt kocham masło orzechowe)
-2 czekoladki Merci

+ 1,5h całkiem intensywnych ćwiczeń na w-f

Co do czekoladek miałam przestać jeść słodycze, ale nie umiem odmówić gdy ktoś mi je proponuje. Dotarło do mnie, że jeśli zapisze sobie na blogu kalendarz ,,dni bez słodyczy" to łatwiej będzie mi ich sobie odmówić, bo będę mieć motywację, którą jesteście wy kochane ;*

Alice co do twojego pytania na temat ,,prawdziwych motylków", chodziło mi o to, że wy nie zawalacie każdego planu jaki sobie ustalicie, umiecie powiedzieć stanowczo ,,nie" kiedy ktoś proponuje wam jedzenie, nie zapychacie się słodyczami i tłustym jedzeniem, staracie się ćwiczyć i walczycie o swoje marzenia, a ja nie umiem nic, zawalam wszystko czego się podejmę i nie mogę sobie z tym poradzić. Tym stwierdzeniem ,, prawdziwe motylki" nie chciałam nikogo z was urazić i bardzo przepraszam jeśli tak się stało, wręcz przeciwnie chciałam w ten sposób okazać moją zazdrość wynikającą z tego, że wam tak świetnie idzie.



poniedziałek, 3 lutego 2014

Kolejne upadki powoli zabijają we mnie nadzieje, że kiedyś będzie dobrze...

Jednak znów zacznę coś pisać, przerwałam to, ponieważ i tak nic mi nie wychodziło, ale przeglądając blogi innych motylków  prawdziwych motylków dotarło do mnie, ze bez bloga nic nie osiągnę. Dietę pozostawiam bez komentarza, nic mi nie wychodziło nawet nie starałam się jeść mniej. Wpieprzałam wszystko fast-foody, słodycze, kaloryczne obiady i żeby to raz, ale nie taka gruba świnia jak ja musiała to robić codziennie. Do czego mnie to doprowadziło ? przez tak długi okres czasu NIC nie schudłam. Waga pokazuje 63kg.
Opracowałam sobie plan:
1. Od 2 lutego do 21 lutego będę jeść jak najmniej kalorycznie. Nie będę się obżerać i będę starała się jeść mało. Jedzenie typu fast-food kategorycznie zabronione !!!
2. Od 24 lutego do 25 marca HSGD.
3. Po HSGD robię SGD.

Oczywiście dzisiejszy dzień tak dla odmiany zupełnie zawaliłam i zacznę od jutra. Od jutra mam tez zamiar nie jeść słodyczy. Tyle ile mi wyjdzie, ale co najmniej tydzień bez ani jednego zawalonego dnia. Jeśli uda mi się tydzień przeciągam to do 10 dni, potem 2 tygodni i tak dalej aż się złamie i zjem coś słodkiego. Od razu mówię, że odstawiam wszystkie słodycze, a jedyne rzeczy z słodyczopodobnych, które mogę jeść to
-masło orzechowe
-nutella (czemu mama wogle ją kupuje ?!)
- gumy miętowe Orbit
Ogólne zasady tej diety to zapisywanie bilansów, i ćwiczenia ( z tym może być problem )


Oddałabym wszystko żeby tak wyglądać:


wtorek, 7 stycznia 2014

#3. Spóźnione HSGD

Jak wszystkie wiecie HSGD zaczyna się w poniedziałek, ale ja rozpoczęłam je we wtorek. W poniedziałek przyszła do mnie przyjaciółka i zjadłam kilka ciastek, którymi przekroczyłam limit. Później bardzo tego żałowałam, bo kto normalny spieprzył by już pierwszy dzień. Moja figura jest w tak opłakanym stanie, że zdecydowałam się zacząć HSGD od nowa we wtorek wiem, ze to zmieni limity na weekendy i wg, ale muszę schudnąć przed feriami. Załamuje mnie to, no ferie zaczynam 18 stycznia (pomorskie) więc wliczając dzisiejszy dzień mam 12 dni w tym jeden weekend.

Jedna rzecz poprawia mi humor- kupiłam dzisiaj w Pull&Bear mega śliczną perkę. Tylko, że nogi, które spod niej wystają są obrzydliwie grube.

Bilans- 6.01.2014 :
papryka-25kcal
herbata-20kcal
1 łyżka (dosłownie)-potrawki z kurczaka-30kcal
sok pomarańczowy- 104kcal
guma-14kcal
193/900
Jestem mega wkurwiona na siebie. Jak pomyślę, że bez tego zjebanego soku byłoby 89kcal to chce mi się płakać. Postanowienie : przestać pic sok, a przerzucić się na herbatę !!!

niedziela, 5 stycznia 2014

#2. HSGD

 Kilka dni temu schudłam do 61kg, ale potem pojechaliśmy na na 3 dni do Warszawy i jadłam tyle kalorycznych rzeczy, że znów na pewno mocno przytyłam.Nawet nie mam ochoty wchodzić na wagę. Następnym razem jak rodzice będą chcieli gdzieś wyjechać to ja zostaję w Gdańsku. Może dużo mnie ominie, ale moja figura na tym nie ucierpi (jakby cokolwiek mogło ją jeszcze bardziej zniszczyć).
Od jutra zaczynam HSGD, a jak je skończę to zacznę SGD. Chciałabym móc już jutro spróbować SGD, ale boję się, że zawalę i będę przekraczać limity. Zamiast tego obiecuje,że będę trzymała się HSGD. Mam nadzieję, że schudnę na niej kilka kilogramów, bo już nie można na mnie patrzeć na siebie, wyglądam obrzydliwie, GRUBA, BRZYDKA GŁUPIA ŚWINIA !!!



czwartek, 2 stycznia 2014

#1 Nowy Początek

Zdecydowałam się na bloga pro-ana,ponieważ całym sercem zgadzam się pomysłem jakim jest ,,bycie motylkiem''. Marzę żeby stać się jednym z nich. Wiele razy próbowałam schudnąć, ale nigdy nie wytrzymywałam więcej niż kilka dni. Zaczęłam nawet prowadzić zeszyt, w którym zapisywałam 
 bilanse i ćwiczenia, lecz nie przyniósł on zamierzonego skutku. Prowadziłam go bardzo niesystematycznie, chaotycznie, a co najważniejsze krótko. Przez kilka miesięcy kilka godzin dziennie spędzałam na blogach innych motylków i dotarło do mnie, że właśnie taki blog zmotywuje mnie do działania, ponieważ publiczne zapisywanie swoim sukcesów i porażek będzie zachęcało mnie do do trwania w diecie do końca i systematycznego ćwiczenia. Zamierzam schudnąć, ponieważ strasznie się zapuściłam. Może zabrzmi to
dziwnie, ale dotarło do mnie jaka jestem obrzydliwa, ponieważ moje waga nagle według różnych wskaźników zaczęła utrzymywać ,,się w normie", a od kiedy skończyłam 3 lata miałam mocna niedowagę. Od półtorej roku zaczęłam zajadać stres i inne emocje i przytyłam. Co najgorsze inni udają, że tego nie zauważają mimo, że jestem obrzydliwa. Moje bmi wynosi 20,5 !!! Czuję ogromne obrzydzenie do siebie, a dziewczyna patrząca na mnie z lustra ledwo się w nim mieści . Czas zacząć nowe życie. Z aną i nowym lepszym ciałem !